Etykiety

sobota, 18 lutego 2012

Dzik 2012



Jesteśmy świeżo po Dziku. Pot zmyty, brzusia pełne, niedobór alko się uzupełnia. Cóż więc ciekawego się wydarzyło?  Najbardziej byliśmy ciekawi "urozmaicaczy", które mieli zafundować organizatorzy...

Rzeczywiście po terenie ganiali chłopacy poprzebierani zgodnie ze swoją (zapewne spójną) wizją. Mogliśmy więc spotkać Zmutowanego Dzika w masce przeciwgazowej, któremu należało podrzucić otrzymanego na starcie kartofla. Drugim indywiduum był Szaman obdarzony prawdziwą magiczną mocą: zaznaczanie długopisem na mapie miejsca ukrycia maski Lorda von Dzika (za calutkie 30 punktów, niczym punkt kontrolny). Pomysły absurdalne przyjmujemy z dziką radością! Tutaj niestety wdarł się mały szkopuł. Brnęliśmy przez 30cm warstwę śniegu z mroczną pyrą w garści, spodziewając się długotrwałych i bolesnych tortur w wykonaniu mutanta, a tego ani widu, ani słychu! Pochowali się jeden z drugim i nie było kogo warzywem porazić!
Skończyło się na klasycznym szukaniu PK. Stowarzyszy i mylnych nie stwierdzono, ale to nasze subiektywne odczucia na razie ;) Punkty schowane były całkiem sprytnie. Zazwyczaj "z tyłu" drzewa, czasem trzeba było się gdzieś wdrapać. Tutaj dodatkowe małe brawo za perforatory. Duuuużo wygodniejsze niż piekielnie słabe kredki świecowe! (oł yes!)
Nie zagłębiając się w temat - popełniliśmy kilka błędów, ze dwa, trzy albo tysiąc. (...bo ja na prawdę świetnie znałam te lasy :p- K. )Przemilczmy, naprawdę ;) Odbiło się to na niezaliczeniu dwóch punktów z mapy, nieznalezieniu maski Lorda i przekroczeniu limitu spóźnień. Jednym słowem nie liczymy na boski wynik. Mimo że w drużynie mamy Władcę Czasu, z tym elementem mamy duży problem. 10 pkt karnych za każdą minutę to naprawdę dużo. Cóż, trzeba intensywniej napierdzielać i tyle! Doświadczyliśmy też iluminacji w związku z zimowymi MnO. Dużo śniegu = napieranie na azymut. Wygląda na to że to najlepsza metoda na zdobywanie pucharów o tej porze roku.
Naprawdę trzeba docenić organizację imprezy. Mimo że kameralna, wszystko było dopięte, mapy kolorowe, fajne upominki na koniec. No dobra, herbata była rozwodniona, ale to już czepianie się. To dopiero pierwsza z czterech imprez z cyklu "zwierzęcego". I fajnie. Czeka nas jeszcze mewa, łoś i zapewne superktoś (i tu już nieomieszkamy wygrać:)- K.). Mniejsza z tym, warto było i zapewne będzie.
Dzięki!! (co by nie było było nam bardzo miło! -K.)
P.

piątek, 17 lutego 2012